blog rowerowy

avatar Zetinho
Rellingen

Informacje

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(20)

Moje rowery

MBike Renegade DSX 9248 km
Kelly's Salamander 13536 km
Lapierre Sensium 100 10256 km
Kettler Racer GT 1050 km
MBike Renegade 0.6 2378 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Zetinho.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Legia MTB Maraton - Laski

Niedziela, 9 maja 2010 | dodano: 10.05.2010Kategoria Zawody MTB
Obciążenie: 1240 (8)

Przygotowania:
Nie ukrywam, że w tym roku czułem się lepiej niż analogicznie w tym samym okresie roku ubiegłego, mimo listopadowej rekonstrukcji ACL lewego kolana. Spowodowane jest to tym, że dobrze przepracowałem rehabilitacje (siłownia, bieżnia i jazda na rowerze stacjonarnym). Dodatkowo więcej km już na rowerze w terenie w porównaniu do wiosny 2009. Dalej idąc tym wątkiem to na pewno było więcej samozaparcia, silnej woli i hartu ducha ;)

Podróż:
Budzik w telefonie nastawiłem na godz. 7:30 ale praktycznie już od godziny nie spałem twardym snem bo już w głowie miałem chyba dzisiejszy start;).
Wszystko już miałem przygotowane od popołudnia dnia poprzedniego (sprzęt, ciuchy, napoje, suplementy). Zatem pozostało tylko zjeść dobre śniadanie, na które zaserwowałem sobie makaron z pulpetami w sosie koperkowym:).Uwierzcie mi…pyycha :). Następnie wszystkie rzeczy zniosłem do samochodu oraz zamontowałem Kellysa na dach auta :).
Relaksująca muzyczka w środku, włączona nawigacja i bezstresowa jazda do Lasek na miejsce maratonu.


Na miejscu:
A na miejscu trwały końcowe przygotowania organizatorów gdy zajechałem do Lasek. Wszystko wyglądało bardzo dobrze i profesjonalnie..aż chciało się tam być. Miejsca na samochody było sporo więc na luziku i bez ścisku.
Było pochmurno ale ciepło…zapowiadało się na deszcz ale nie spadła ani jedna kropla przed startem i podczas samego wyścigu.
Jedyny minus to naprawdę wielkie komary latające dookoła szukające swoich ofiar :)
Później skupiłem się na własnej osobie czyli na przygotowaniach do startu…


Wyścig:
Start miał nastąpić o 11:00. Na lini startu ustawiłem się ok. godz. 10:45, gdzieś w czwartym bądź piątym rzędzie . Atmosfera dosyć luźna nawet przy której uciąłem sobie pogawędkę z bikerem z teamu Legion Warszawa. 2 min do startu…resetowanie licznika oraz pulsometru…napięcie wzrosło zdecydowanie…
Chwila wyczekiwania…i Start!!
Wszyscy ruszyli z „grubej rury”…300m w lini prostej a następnie skręt w lewo bezpośrednio do Kampinoskiego Parku Narodowego.
Utrzymywałem dobre tempo i myślę, że do 7km byłem w pierwszej 30. A dlaczego do 7 km? No właśnie…bo na 7km musiałem stanąć. A dlaczego musiałem stanąć? To za chwilę…
Zaraz po starcie mój pęcherz zastrajkował…na każdej nierówności czyli praktycznie bez przerwy strasznie mnie uwierało…prościej pisząc musiałem się wysikać i to jak najszybciej!!
I dlatego musiałem stanąć na opisywanym wyżej 7km. Był to bardzo zły moment z tego względu, że na tym dystansie grupa kolarzy była jeszcze mocno zwarta i bikerzy jechali w dość bliskiej odległości od siebie. Zatem jak stanąłem i dosłownie sikałem pod jakimś drzewem, grupa ok 30 kolarzy dosłownie wyprzedziła mnie bez żadnej walki!! Myślałem, że nigdy nie skończę !! Ale na szczęście skończyłem, tylko po jakim czasie?:)
Wsiadłem na Kellysa i pognałem trasą przed siebie szukając wzrokiem mojego celu czyli bikerów, których miałem przed sobą. Wyprzedziłem kilku gdyż narzuciłem wysokie tempo podczas pościgu…następnie dojechałem do kolejnej dwójki nr 33 i chyba 117. Jechaliśmy razem przez dłuższy czas mając dobre tempo wyścigu…z nr 33 dobrze się współpracowało gdyż na płaskim każdy z nas wychodził na zmianę a 117? 117 ewidentnie jechał „na swoje” nie wychodząc na przód naszej trójki. Tempo mocne…na jednym z typowo interwałowych podjazdów moje tętno doszło do HR 186 – i był to mój max w tym wyścigu – Następnie doszliśmy kolejną grupkę …tempo dalej wysokie…pomyślałem, że tak dalej nie pociągnę dłużej, więc teraz ja musiałem jechać „swoje”. Odpuściłem…po jakimś czasie straciłem ich z zasięgu wzroku.
Do ok. 35km trasa była sucha natomiast im dalej tym bardziej mokro…nastał typowo bagienny teren z licznymi błotnistymi koleinami.
Od 43km odcięło mnie...nastąpił kryzys. Musiałem zwolnić i kręcić na bardziej miękkim przełożeniu. Pojawiły się również pierwsze oznaki skurczów…czyli za mało magnesu w organizmie. Wniosek? Musi nastąpić kuracja z dodatkowym dawkowaniem magnesu plus jakieś suplementy z tym składnikiem podczas następnego maratonu.


Meta:
Wpadłem na metę zadowolony mimo tej wpadki na 7km ;)
Satysfakcja jest tym większa gdy sięgam pamięcią kilka miesięcy wstecz do samej rekonstrukcji ACL a następnie ciężkiej i wytrwałej rehabilitacji po to by być na tym etapie na którym jestem teraz…


Wrażenia:
Wrażenia są bardzo pozytywne!:)
Nie ma porównania z Gryfem w woj. zachodniopomorskim, w którym ścigałem się w poprzednich sezonach.
Trasa po Kampinosie była świetnie przygotowana i oznakowana. Typowo interwałowa…wielkich górek nie było ale bardzo liczne krótkie podjazdy i zjazdy dały mocno we znaki.
Posiłki regeneracyjne bardzo smaczne...nagrody w losowaniu również atrakcyjne ale niestety nie miałem szczęścia czegoś wygrać;).
Sam Kampinoski Park Narodowy robi wrażenie. Piękny i malowniczy teren, który ma wiele do zaoferowania…


Wynik i czas:

Dystans 52km
Czas: 2:33:01
M2 - 12/30
OPEN - 51/128


Poniżej wybrane zdjęcia z maratonu...















Rower:Kelly's Salamander Dane wycieczki: 51.57 km (51.57 km teren), czas: 02:33 h, avg:20.22 km/h, prędkość maks: 39.91 km/h
Temperatura: HR max:186 ( 97%) HR avg:169 ( 88%) Kalorie: 2561 (kcal)
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)

K o m e n t a r z e
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ajaje
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]