- Kategorie:
- Na ostrym kole.28
- Obciążenie.162
- Rekreacyjnie.45
- Siłownia.18
- Spinning.14
- To i owo.5
- Trenażer.56
- Trening.573
- Trening Stacjonarny.63
- Wyścigi - Szosa.9
- Zawody MTB.48
Mazovia MTB Marathon - Piaseczno
Niedziela, 23 maja 2010 | dodano: 24.05.2010Kategoria Zawody MTB
Ociążenie: 1910
Przygotowania:
Od ostatniego maratonu w Laskach do dzisiejszego w Piasecznie nie pokręciłem za wiele bo raptem nieco ponad 140km ze względu na beznadziejną pogodę.
Dostosowałem się również do własnych wskazówek aby zaaplikować sobie kuracje dostarczania magnesu i potasu…zatem przez jeden tydzień połykałem w tym celu tabletki Enervita GT.
Podróż i dotarcie na miejsce:
Po skonsumowaniu pożywnego śniadanka (pulpeciki mielone w sosie oraz z ryżem a także dodatkowo dwa banany), spakowany oraz zwarty i gotowy z rowerem na dachu auta wyruszyłem pod Piaseczno a dokładnie do Żabieńca gdzie była główna baza…to stąd miał nastąpić start.
Po dotarciu na miejsce ok. godz. 10ej było już bardzo dużo ludzi oraz zaparkowanych samochodów a także samych zawodników.
Nie zastanawiając się mocno…zacząłem przygotowania do wyścigu...
Wyścig:
Po zakończonych przygotowaniach pojechałem w stronę „miasteczka”. Im bliżej tego miejsca tym więcej kibiców oraz samych bikerów.
Start podzielny był na sektory do których przypisani byli zawodnicy (im więcej pkt. w klasyfikacji generalnej tym niższy sektor). Z tego względu, iż startowałem pierwszy raz w Mazovii mój dorobek punktowy wynosił ZERO, zatem musiałem ustawić się w ostatnim sektorze nr 10.
Start został przesunięty z 11.00 na 11.20, ponieważ biuro zawodów nie wyrabiało się na czas z potwierdzaniem startu zawodników. Oficjalna liczba podana przez www.mazoviamtb.pl mówi o ponad 1200 chętnych do startu. Więc nie dziwie się o opóźnieniu.
Po ustawieniu się w swoim sektorze nr 10 wyczekiwałem na start….byłem wyluzowany i spokojny ale skoncentrowany. W głowie rozmyślałem o ułożeniu odpowiednio sił na niemałym przecież dystansie 62km. Oczekiwanie umilały uśmiechnięte hostessy z RedBulla, które rozdawały chłodne napoje tego słonecznego i ciepłego przedpołudnia.
Sektory startowały w odstępie 2min czyli już do zawodników z sektora nr 1 miałem 20min stratę.
Wreszcie się doczekałem…za chwilę sędziowie „puszczą” 10.
Staaart!!
Ruszyłem nie za mocno ale intensywnie chcąc jak najszybciej przebić się do przodu i wyprzedzić słabszych i wolniejszych zanim będzie to możliwe.
Jechałem swoje nie oglądając się na innych. Do ok. 30km trasa była w miarę sucha, dopiero po tym dystansie zaczął się hardcore!! Pojawiło się błoto….dużo błota oraz kałuże błotne, które sięgały w niektórych momentach do połowy łydki. Czasami nie dało rady tego przejechać więc należało zsiąść z roweru i go prowadzić…to była rzeźnia ale fajna rzeźnia :D. Były tez odcinki asfaltowe po wyjeździe z lasów na których było ewidentnie widać, że duża część ze startujących nie potrafi współpracować na takich odcinkach…nie tworzyli tzw. „pociągu” a jak już to robili to nie dawali zmian i trzymali się tylko na kole. Z tego powodu miałem też małą wymianę zdań z jednym takim „cwaniakiem” ;). Na asfalcie można było odpocząć ale błoto wylatujące spod kół dawało ładnie po twarzy ;)
Pierwszy bufet na 18 km…drugi dopiero na 48. Moim zdaniem dystans pomiędzy jednym a drugim była zbyt duży. Nie mogłem się już doczekać 48km bo bukłak pusty a także zacząłem oszczędzać bidon od jakiegoś czasu. Po dojechaniu do upragnionego miejsca zaopatrzyłem się w napój izotoniczny, dwa batony oraz dwa kawałki bananów. Zjadłem wszystko z wielkim apetytem w drodze z nadzieją, że to pomoże bo sił zaczęło brakować.
Ostatnie 7-5km byłą już dla mnie męczarnią…ujechałem się strasznie, błotnista i mokra trasa dała się we znaki i to mocno.
Na ostatnich 200-300m przed metą doszedł mnie jakiś zawodnik…zatem będzie rywalizacja do samego końca….zaczęliśmy finiszować przy dopingu kibiców…okazałem się lepszy o długość roweru.
Wrażenia:
Wrażenia bardzo pozytywne mimo maksymalnego wysiłku jakiego doświadczyłem.
Mazovia MTB Maraton jest jednak najbardziej popularnym wyścigiem tego typu w Polsce co było widać po frekwencji zawodników.
Makaron, kanapki z pasztetem i ogórkiem oraz ciasto i pomarańcze bardzo dobre, które czekały na mecie. Zjadłem ale początkowo nie miałem siły na nic…nawet na myślenie ;)
Bardzo cieszy mnie to, że sprzęt nie zawiódł w tak trudnych i ciężkich warunkach. Opony Nobby Nic kolejny raz sprawdziły się w terenie.
Czas i wyniki:
Dystans - 63.88 km
Czas – 3:32:36
M2 – 116
OPEN – 429
Awans do sektora nr 8.
Poniżej zdjęcia, które może pomogą Wam wyobrazić sobie warunki na trasie ;)
Temperatura: HR max:186 ( 97%) HR avg:161 ( 84%) Kalorie: 3502 (kcal)
Przygotowania:
Od ostatniego maratonu w Laskach do dzisiejszego w Piasecznie nie pokręciłem za wiele bo raptem nieco ponad 140km ze względu na beznadziejną pogodę.
Dostosowałem się również do własnych wskazówek aby zaaplikować sobie kuracje dostarczania magnesu i potasu…zatem przez jeden tydzień połykałem w tym celu tabletki Enervita GT.
Podróż i dotarcie na miejsce:
Po skonsumowaniu pożywnego śniadanka (pulpeciki mielone w sosie oraz z ryżem a także dodatkowo dwa banany), spakowany oraz zwarty i gotowy z rowerem na dachu auta wyruszyłem pod Piaseczno a dokładnie do Żabieńca gdzie była główna baza…to stąd miał nastąpić start.
Po dotarciu na miejsce ok. godz. 10ej było już bardzo dużo ludzi oraz zaparkowanych samochodów a także samych zawodników.
Nie zastanawiając się mocno…zacząłem przygotowania do wyścigu...
Wyścig:
Po zakończonych przygotowaniach pojechałem w stronę „miasteczka”. Im bliżej tego miejsca tym więcej kibiców oraz samych bikerów.
Start podzielny był na sektory do których przypisani byli zawodnicy (im więcej pkt. w klasyfikacji generalnej tym niższy sektor). Z tego względu, iż startowałem pierwszy raz w Mazovii mój dorobek punktowy wynosił ZERO, zatem musiałem ustawić się w ostatnim sektorze nr 10.
Start został przesunięty z 11.00 na 11.20, ponieważ biuro zawodów nie wyrabiało się na czas z potwierdzaniem startu zawodników. Oficjalna liczba podana przez www.mazoviamtb.pl mówi o ponad 1200 chętnych do startu. Więc nie dziwie się o opóźnieniu.
Po ustawieniu się w swoim sektorze nr 10 wyczekiwałem na start….byłem wyluzowany i spokojny ale skoncentrowany. W głowie rozmyślałem o ułożeniu odpowiednio sił na niemałym przecież dystansie 62km. Oczekiwanie umilały uśmiechnięte hostessy z RedBulla, które rozdawały chłodne napoje tego słonecznego i ciepłego przedpołudnia.
Sektory startowały w odstępie 2min czyli już do zawodników z sektora nr 1 miałem 20min stratę.
Wreszcie się doczekałem…za chwilę sędziowie „puszczą” 10.
Staaart!!
Ruszyłem nie za mocno ale intensywnie chcąc jak najszybciej przebić się do przodu i wyprzedzić słabszych i wolniejszych zanim będzie to możliwe.
Jechałem swoje nie oglądając się na innych. Do ok. 30km trasa była w miarę sucha, dopiero po tym dystansie zaczął się hardcore!! Pojawiło się błoto….dużo błota oraz kałuże błotne, które sięgały w niektórych momentach do połowy łydki. Czasami nie dało rady tego przejechać więc należało zsiąść z roweru i go prowadzić…to była rzeźnia ale fajna rzeźnia :D. Były tez odcinki asfaltowe po wyjeździe z lasów na których było ewidentnie widać, że duża część ze startujących nie potrafi współpracować na takich odcinkach…nie tworzyli tzw. „pociągu” a jak już to robili to nie dawali zmian i trzymali się tylko na kole. Z tego powodu miałem też małą wymianę zdań z jednym takim „cwaniakiem” ;). Na asfalcie można było odpocząć ale błoto wylatujące spod kół dawało ładnie po twarzy ;)
Pierwszy bufet na 18 km…drugi dopiero na 48. Moim zdaniem dystans pomiędzy jednym a drugim była zbyt duży. Nie mogłem się już doczekać 48km bo bukłak pusty a także zacząłem oszczędzać bidon od jakiegoś czasu. Po dojechaniu do upragnionego miejsca zaopatrzyłem się w napój izotoniczny, dwa batony oraz dwa kawałki bananów. Zjadłem wszystko z wielkim apetytem w drodze z nadzieją, że to pomoże bo sił zaczęło brakować.
Ostatnie 7-5km byłą już dla mnie męczarnią…ujechałem się strasznie, błotnista i mokra trasa dała się we znaki i to mocno.
Na ostatnich 200-300m przed metą doszedł mnie jakiś zawodnik…zatem będzie rywalizacja do samego końca….zaczęliśmy finiszować przy dopingu kibiców…okazałem się lepszy o długość roweru.
Wrażenia:
Wrażenia bardzo pozytywne mimo maksymalnego wysiłku jakiego doświadczyłem.
Mazovia MTB Maraton jest jednak najbardziej popularnym wyścigiem tego typu w Polsce co było widać po frekwencji zawodników.
Makaron, kanapki z pasztetem i ogórkiem oraz ciasto i pomarańcze bardzo dobre, które czekały na mecie. Zjadłem ale początkowo nie miałem siły na nic…nawet na myślenie ;)
Bardzo cieszy mnie to, że sprzęt nie zawiódł w tak trudnych i ciężkich warunkach. Opony Nobby Nic kolejny raz sprawdziły się w terenie.
Czas i wyniki:
Dystans - 63.88 km
Czas – 3:32:36
M2 – 116
OPEN – 429
Awans do sektora nr 8.
Poniżej zdjęcia, które może pomogą Wam wyobrazić sobie warunki na trasie ;)
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
63.88 km (63.88 km teren), czas: 03:32 h, avg:18.08 km/h,
prędkość maks: 40.26 km/hTemperatura: HR max:186 ( 97%) HR avg:161 ( 84%) Kalorie: 3502 (kcal)
K o m e n t a r z e
Miałem podobnie wczoraj:) Miło sie tak uwalić i ścigać...
kundello21 - 12:20 poniedziałek, 24 maja 2010 | linkuj
Ja pierdziele, jak zalany cementem :D Skrobaczka i jedziesz :D
pichulec - 11:31 poniedziałek, 24 maja 2010 | linkuj
Komentuj