- Kategorie:
- Na ostrym kole.28
- Obciążenie.162
- Rekreacyjnie.45
- Siłownia.18
- Spinning.14
- To i owo.5
- Trenażer.56
- Trening.573
- Trening Stacjonarny.63
- Wyścigi - Szosa.9
- Zawody MTB.48
Wpisy archiwalne w kategorii
Zawody MTB
Dystans całkowity: | 1752.91 km (w terenie 1752.91 km; 100.00%) |
Czas w ruchu: | 81:10 |
Średnia prędkość: | 21.60 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4524 m |
Maks. tętno maksymalne: | 202 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 185 (94 %) |
Suma kalorii: | 69493 kcal |
Liczba aktywności: | 47 |
Średnio na aktywność: | 37.30 km i 1h 43m |
Więcej statystyk |
Mazovia MTB Marathon - Piaseczno
Niedziela, 23 maja 2010 | dodano: 24.05.2010Kategoria Zawody MTB
Ociążenie: 1910
Przygotowania:
Od ostatniego maratonu w Laskach do dzisiejszego w Piasecznie nie pokręciłem za wiele bo raptem nieco ponad 140km ze względu na beznadziejną pogodę.
Dostosowałem się również do własnych wskazówek aby zaaplikować sobie kuracje dostarczania magnesu i potasu…zatem przez jeden tydzień połykałem w tym celu tabletki Enervita GT.
Podróż i dotarcie na miejsce:
Po skonsumowaniu pożywnego śniadanka (pulpeciki mielone w sosie oraz z ryżem a także dodatkowo dwa banany), spakowany oraz zwarty i gotowy z rowerem na dachu auta wyruszyłem pod Piaseczno a dokładnie do Żabieńca gdzie była główna baza…to stąd miał nastąpić start.
Po dotarciu na miejsce ok. godz. 10ej było już bardzo dużo ludzi oraz zaparkowanych samochodów a także samych zawodników.
Nie zastanawiając się mocno…zacząłem przygotowania do wyścigu...
Wyścig:
Po zakończonych przygotowaniach pojechałem w stronę „miasteczka”. Im bliżej tego miejsca tym więcej kibiców oraz samych bikerów.
Start podzielny był na sektory do których przypisani byli zawodnicy (im więcej pkt. w klasyfikacji generalnej tym niższy sektor). Z tego względu, iż startowałem pierwszy raz w Mazovii mój dorobek punktowy wynosił ZERO, zatem musiałem ustawić się w ostatnim sektorze nr 10.
Start został przesunięty z 11.00 na 11.20, ponieważ biuro zawodów nie wyrabiało się na czas z potwierdzaniem startu zawodników. Oficjalna liczba podana przez www.mazoviamtb.pl mówi o ponad 1200 chętnych do startu. Więc nie dziwie się o opóźnieniu.
Po ustawieniu się w swoim sektorze nr 10 wyczekiwałem na start….byłem wyluzowany i spokojny ale skoncentrowany. W głowie rozmyślałem o ułożeniu odpowiednio sił na niemałym przecież dystansie 62km. Oczekiwanie umilały uśmiechnięte hostessy z RedBulla, które rozdawały chłodne napoje tego słonecznego i ciepłego przedpołudnia.
Sektory startowały w odstępie 2min czyli już do zawodników z sektora nr 1 miałem 20min stratę.
Wreszcie się doczekałem…za chwilę sędziowie „puszczą” 10.
Staaart!!
Ruszyłem nie za mocno ale intensywnie chcąc jak najszybciej przebić się do przodu i wyprzedzić słabszych i wolniejszych zanim będzie to możliwe.
Jechałem swoje nie oglądając się na innych. Do ok. 30km trasa była w miarę sucha, dopiero po tym dystansie zaczął się hardcore!! Pojawiło się błoto….dużo błota oraz kałuże błotne, które sięgały w niektórych momentach do połowy łydki. Czasami nie dało rady tego przejechać więc należało zsiąść z roweru i go prowadzić…to była rzeźnia ale fajna rzeźnia :D. Były tez odcinki asfaltowe po wyjeździe z lasów na których było ewidentnie widać, że duża część ze startujących nie potrafi współpracować na takich odcinkach…nie tworzyli tzw. „pociągu” a jak już to robili to nie dawali zmian i trzymali się tylko na kole. Z tego powodu miałem też małą wymianę zdań z jednym takim „cwaniakiem” ;). Na asfalcie można było odpocząć ale błoto wylatujące spod kół dawało ładnie po twarzy ;)
Pierwszy bufet na 18 km…drugi dopiero na 48. Moim zdaniem dystans pomiędzy jednym a drugim była zbyt duży. Nie mogłem się już doczekać 48km bo bukłak pusty a także zacząłem oszczędzać bidon od jakiegoś czasu. Po dojechaniu do upragnionego miejsca zaopatrzyłem się w napój izotoniczny, dwa batony oraz dwa kawałki bananów. Zjadłem wszystko z wielkim apetytem w drodze z nadzieją, że to pomoże bo sił zaczęło brakować.
Ostatnie 7-5km byłą już dla mnie męczarnią…ujechałem się strasznie, błotnista i mokra trasa dała się we znaki i to mocno.
Na ostatnich 200-300m przed metą doszedł mnie jakiś zawodnik…zatem będzie rywalizacja do samego końca….zaczęliśmy finiszować przy dopingu kibiców…okazałem się lepszy o długość roweru.
Wrażenia:
Wrażenia bardzo pozytywne mimo maksymalnego wysiłku jakiego doświadczyłem.
Mazovia MTB Maraton jest jednak najbardziej popularnym wyścigiem tego typu w Polsce co było widać po frekwencji zawodników.
Makaron, kanapki z pasztetem i ogórkiem oraz ciasto i pomarańcze bardzo dobre, które czekały na mecie. Zjadłem ale początkowo nie miałem siły na nic…nawet na myślenie ;)
Bardzo cieszy mnie to, że sprzęt nie zawiódł w tak trudnych i ciężkich warunkach. Opony Nobby Nic kolejny raz sprawdziły się w terenie.
Czas i wyniki:
Dystans - 63.88 km
Czas – 3:32:36
M2 – 116
OPEN – 429
Awans do sektora nr 8.
Poniżej zdjęcia, które może pomogą Wam wyobrazić sobie warunki na trasie ;)
Temperatura: HR max:186 ( 97%) HR avg:161 ( 84%) Kalorie: 3502 (kcal)
Przygotowania:
Od ostatniego maratonu w Laskach do dzisiejszego w Piasecznie nie pokręciłem za wiele bo raptem nieco ponad 140km ze względu na beznadziejną pogodę.
Dostosowałem się również do własnych wskazówek aby zaaplikować sobie kuracje dostarczania magnesu i potasu…zatem przez jeden tydzień połykałem w tym celu tabletki Enervita GT.
Podróż i dotarcie na miejsce:
Po skonsumowaniu pożywnego śniadanka (pulpeciki mielone w sosie oraz z ryżem a także dodatkowo dwa banany), spakowany oraz zwarty i gotowy z rowerem na dachu auta wyruszyłem pod Piaseczno a dokładnie do Żabieńca gdzie była główna baza…to stąd miał nastąpić start.
Po dotarciu na miejsce ok. godz. 10ej było już bardzo dużo ludzi oraz zaparkowanych samochodów a także samych zawodników.
Nie zastanawiając się mocno…zacząłem przygotowania do wyścigu...
Wyścig:
Po zakończonych przygotowaniach pojechałem w stronę „miasteczka”. Im bliżej tego miejsca tym więcej kibiców oraz samych bikerów.
Start podzielny był na sektory do których przypisani byli zawodnicy (im więcej pkt. w klasyfikacji generalnej tym niższy sektor). Z tego względu, iż startowałem pierwszy raz w Mazovii mój dorobek punktowy wynosił ZERO, zatem musiałem ustawić się w ostatnim sektorze nr 10.
Start został przesunięty z 11.00 na 11.20, ponieważ biuro zawodów nie wyrabiało się na czas z potwierdzaniem startu zawodników. Oficjalna liczba podana przez www.mazoviamtb.pl mówi o ponad 1200 chętnych do startu. Więc nie dziwie się o opóźnieniu.
Po ustawieniu się w swoim sektorze nr 10 wyczekiwałem na start….byłem wyluzowany i spokojny ale skoncentrowany. W głowie rozmyślałem o ułożeniu odpowiednio sił na niemałym przecież dystansie 62km. Oczekiwanie umilały uśmiechnięte hostessy z RedBulla, które rozdawały chłodne napoje tego słonecznego i ciepłego przedpołudnia.
Sektory startowały w odstępie 2min czyli już do zawodników z sektora nr 1 miałem 20min stratę.
Wreszcie się doczekałem…za chwilę sędziowie „puszczą” 10.
Staaart!!
Ruszyłem nie za mocno ale intensywnie chcąc jak najszybciej przebić się do przodu i wyprzedzić słabszych i wolniejszych zanim będzie to możliwe.
Jechałem swoje nie oglądając się na innych. Do ok. 30km trasa była w miarę sucha, dopiero po tym dystansie zaczął się hardcore!! Pojawiło się błoto….dużo błota oraz kałuże błotne, które sięgały w niektórych momentach do połowy łydki. Czasami nie dało rady tego przejechać więc należało zsiąść z roweru i go prowadzić…to była rzeźnia ale fajna rzeźnia :D. Były tez odcinki asfaltowe po wyjeździe z lasów na których było ewidentnie widać, że duża część ze startujących nie potrafi współpracować na takich odcinkach…nie tworzyli tzw. „pociągu” a jak już to robili to nie dawali zmian i trzymali się tylko na kole. Z tego powodu miałem też małą wymianę zdań z jednym takim „cwaniakiem” ;). Na asfalcie można było odpocząć ale błoto wylatujące spod kół dawało ładnie po twarzy ;)
Pierwszy bufet na 18 km…drugi dopiero na 48. Moim zdaniem dystans pomiędzy jednym a drugim była zbyt duży. Nie mogłem się już doczekać 48km bo bukłak pusty a także zacząłem oszczędzać bidon od jakiegoś czasu. Po dojechaniu do upragnionego miejsca zaopatrzyłem się w napój izotoniczny, dwa batony oraz dwa kawałki bananów. Zjadłem wszystko z wielkim apetytem w drodze z nadzieją, że to pomoże bo sił zaczęło brakować.
Ostatnie 7-5km byłą już dla mnie męczarnią…ujechałem się strasznie, błotnista i mokra trasa dała się we znaki i to mocno.
Na ostatnich 200-300m przed metą doszedł mnie jakiś zawodnik…zatem będzie rywalizacja do samego końca….zaczęliśmy finiszować przy dopingu kibiców…okazałem się lepszy o długość roweru.
Wrażenia:
Wrażenia bardzo pozytywne mimo maksymalnego wysiłku jakiego doświadczyłem.
Mazovia MTB Maraton jest jednak najbardziej popularnym wyścigiem tego typu w Polsce co było widać po frekwencji zawodników.
Makaron, kanapki z pasztetem i ogórkiem oraz ciasto i pomarańcze bardzo dobre, które czekały na mecie. Zjadłem ale początkowo nie miałem siły na nic…nawet na myślenie ;)
Bardzo cieszy mnie to, że sprzęt nie zawiódł w tak trudnych i ciężkich warunkach. Opony Nobby Nic kolejny raz sprawdziły się w terenie.
Czas i wyniki:
Dystans - 63.88 km
Czas – 3:32:36
M2 – 116
OPEN – 429
Awans do sektora nr 8.
Poniżej zdjęcia, które może pomogą Wam wyobrazić sobie warunki na trasie ;)
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
63.88 km (63.88 km teren), czas: 03:32 h, avg:18.08 km/h,
prędkość maks: 40.26 km/hTemperatura: HR max:186 ( 97%) HR avg:161 ( 84%) Kalorie: 3502 (kcal)
Legia MTB Maraton - Laski
Niedziela, 9 maja 2010 | dodano: 10.05.2010Kategoria Zawody MTB
Obciążenie: 1240 (8)
Przygotowania:
Nie ukrywam, że w tym roku czułem się lepiej niż analogicznie w tym samym okresie roku ubiegłego, mimo listopadowej rekonstrukcji ACL lewego kolana. Spowodowane jest to tym, że dobrze przepracowałem rehabilitacje (siłownia, bieżnia i jazda na rowerze stacjonarnym). Dodatkowo więcej km już na rowerze w terenie w porównaniu do wiosny 2009. Dalej idąc tym wątkiem to na pewno było więcej samozaparcia, silnej woli i hartu ducha ;)
Podróż:
Budzik w telefonie nastawiłem na godz. 7:30 ale praktycznie już od godziny nie spałem twardym snem bo już w głowie miałem chyba dzisiejszy start;).
Wszystko już miałem przygotowane od popołudnia dnia poprzedniego (sprzęt, ciuchy, napoje, suplementy). Zatem pozostało tylko zjeść dobre śniadanie, na które zaserwowałem sobie makaron z pulpetami w sosie koperkowym:).Uwierzcie mi…pyycha :). Następnie wszystkie rzeczy zniosłem do samochodu oraz zamontowałem Kellysa na dach auta :).
Relaksująca muzyczka w środku, włączona nawigacja i bezstresowa jazda do Lasek na miejsce maratonu.
Na miejscu:
A na miejscu trwały końcowe przygotowania organizatorów gdy zajechałem do Lasek. Wszystko wyglądało bardzo dobrze i profesjonalnie..aż chciało się tam być. Miejsca na samochody było sporo więc na luziku i bez ścisku.
Było pochmurno ale ciepło…zapowiadało się na deszcz ale nie spadła ani jedna kropla przed startem i podczas samego wyścigu.
Jedyny minus to naprawdę wielkie komary latające dookoła szukające swoich ofiar :)
Później skupiłem się na własnej osobie czyli na przygotowaniach do startu…
Wyścig:
Start miał nastąpić o 11:00. Na lini startu ustawiłem się ok. godz. 10:45, gdzieś w czwartym bądź piątym rzędzie . Atmosfera dosyć luźna nawet przy której uciąłem sobie pogawędkę z bikerem z teamu Legion Warszawa. 2 min do startu…resetowanie licznika oraz pulsometru…napięcie wzrosło zdecydowanie…
Chwila wyczekiwania…i Start!!
Wszyscy ruszyli z „grubej rury”…300m w lini prostej a następnie skręt w lewo bezpośrednio do Kampinoskiego Parku Narodowego.
Utrzymywałem dobre tempo i myślę, że do 7km byłem w pierwszej 30. A dlaczego do 7 km? No właśnie…bo na 7km musiałem stanąć. A dlaczego musiałem stanąć? To za chwilę…
Zaraz po starcie mój pęcherz zastrajkował…na każdej nierówności czyli praktycznie bez przerwy strasznie mnie uwierało…prościej pisząc musiałem się wysikać i to jak najszybciej!!
I dlatego musiałem stanąć na opisywanym wyżej 7km. Był to bardzo zły moment z tego względu, że na tym dystansie grupa kolarzy była jeszcze mocno zwarta i bikerzy jechali w dość bliskiej odległości od siebie. Zatem jak stanąłem i dosłownie sikałem pod jakimś drzewem, grupa ok 30 kolarzy dosłownie wyprzedziła mnie bez żadnej walki!! Myślałem, że nigdy nie skończę !! Ale na szczęście skończyłem, tylko po jakim czasie?:)
Wsiadłem na Kellysa i pognałem trasą przed siebie szukając wzrokiem mojego celu czyli bikerów, których miałem przed sobą. Wyprzedziłem kilku gdyż narzuciłem wysokie tempo podczas pościgu…następnie dojechałem do kolejnej dwójki nr 33 i chyba 117. Jechaliśmy razem przez dłuższy czas mając dobre tempo wyścigu…z nr 33 dobrze się współpracowało gdyż na płaskim każdy z nas wychodził na zmianę a 117? 117 ewidentnie jechał „na swoje” nie wychodząc na przód naszej trójki. Tempo mocne…na jednym z typowo interwałowych podjazdów moje tętno doszło do HR 186 – i był to mój max w tym wyścigu – Następnie doszliśmy kolejną grupkę …tempo dalej wysokie…pomyślałem, że tak dalej nie pociągnę dłużej, więc teraz ja musiałem jechać „swoje”. Odpuściłem…po jakimś czasie straciłem ich z zasięgu wzroku.
Do ok. 35km trasa była sucha natomiast im dalej tym bardziej mokro…nastał typowo bagienny teren z licznymi błotnistymi koleinami.
Od 43km odcięło mnie...nastąpił kryzys. Musiałem zwolnić i kręcić na bardziej miękkim przełożeniu. Pojawiły się również pierwsze oznaki skurczów…czyli za mało magnesu w organizmie. Wniosek? Musi nastąpić kuracja z dodatkowym dawkowaniem magnesu plus jakieś suplementy z tym składnikiem podczas następnego maratonu.
Meta:
Wpadłem na metę zadowolony mimo tej wpadki na 7km ;)
Satysfakcja jest tym większa gdy sięgam pamięcią kilka miesięcy wstecz do samej rekonstrukcji ACL a następnie ciężkiej i wytrwałej rehabilitacji po to by być na tym etapie na którym jestem teraz…
Wrażenia:
Wrażenia są bardzo pozytywne!:)
Nie ma porównania z Gryfem w woj. zachodniopomorskim, w którym ścigałem się w poprzednich sezonach.
Trasa po Kampinosie była świetnie przygotowana i oznakowana. Typowo interwałowa…wielkich górek nie było ale bardzo liczne krótkie podjazdy i zjazdy dały mocno we znaki.
Posiłki regeneracyjne bardzo smaczne...nagrody w losowaniu również atrakcyjne ale niestety nie miałem szczęścia czegoś wygrać;).
Sam Kampinoski Park Narodowy robi wrażenie. Piękny i malowniczy teren, który ma wiele do zaoferowania…
Wynik i czas:
Dystans 52km
Czas: 2:33:01
M2 - 12/30
OPEN - 51/128
Poniżej wybrane zdjęcia z maratonu...
Temperatura: HR max:186 ( 97%) HR avg:169 ( 88%) Kalorie: 2561 (kcal)
Przygotowania:
Nie ukrywam, że w tym roku czułem się lepiej niż analogicznie w tym samym okresie roku ubiegłego, mimo listopadowej rekonstrukcji ACL lewego kolana. Spowodowane jest to tym, że dobrze przepracowałem rehabilitacje (siłownia, bieżnia i jazda na rowerze stacjonarnym). Dodatkowo więcej km już na rowerze w terenie w porównaniu do wiosny 2009. Dalej idąc tym wątkiem to na pewno było więcej samozaparcia, silnej woli i hartu ducha ;)
Podróż:
Budzik w telefonie nastawiłem na godz. 7:30 ale praktycznie już od godziny nie spałem twardym snem bo już w głowie miałem chyba dzisiejszy start;).
Wszystko już miałem przygotowane od popołudnia dnia poprzedniego (sprzęt, ciuchy, napoje, suplementy). Zatem pozostało tylko zjeść dobre śniadanie, na które zaserwowałem sobie makaron z pulpetami w sosie koperkowym:).Uwierzcie mi…pyycha :). Następnie wszystkie rzeczy zniosłem do samochodu oraz zamontowałem Kellysa na dach auta :).
Relaksująca muzyczka w środku, włączona nawigacja i bezstresowa jazda do Lasek na miejsce maratonu.
Na miejscu:
A na miejscu trwały końcowe przygotowania organizatorów gdy zajechałem do Lasek. Wszystko wyglądało bardzo dobrze i profesjonalnie..aż chciało się tam być. Miejsca na samochody było sporo więc na luziku i bez ścisku.
Było pochmurno ale ciepło…zapowiadało się na deszcz ale nie spadła ani jedna kropla przed startem i podczas samego wyścigu.
Jedyny minus to naprawdę wielkie komary latające dookoła szukające swoich ofiar :)
Później skupiłem się na własnej osobie czyli na przygotowaniach do startu…
Wyścig:
Start miał nastąpić o 11:00. Na lini startu ustawiłem się ok. godz. 10:45, gdzieś w czwartym bądź piątym rzędzie . Atmosfera dosyć luźna nawet przy której uciąłem sobie pogawędkę z bikerem z teamu Legion Warszawa. 2 min do startu…resetowanie licznika oraz pulsometru…napięcie wzrosło zdecydowanie…
Chwila wyczekiwania…i Start!!
Wszyscy ruszyli z „grubej rury”…300m w lini prostej a następnie skręt w lewo bezpośrednio do Kampinoskiego Parku Narodowego.
Utrzymywałem dobre tempo i myślę, że do 7km byłem w pierwszej 30. A dlaczego do 7 km? No właśnie…bo na 7km musiałem stanąć. A dlaczego musiałem stanąć? To za chwilę…
Zaraz po starcie mój pęcherz zastrajkował…na każdej nierówności czyli praktycznie bez przerwy strasznie mnie uwierało…prościej pisząc musiałem się wysikać i to jak najszybciej!!
I dlatego musiałem stanąć na opisywanym wyżej 7km. Był to bardzo zły moment z tego względu, że na tym dystansie grupa kolarzy była jeszcze mocno zwarta i bikerzy jechali w dość bliskiej odległości od siebie. Zatem jak stanąłem i dosłownie sikałem pod jakimś drzewem, grupa ok 30 kolarzy dosłownie wyprzedziła mnie bez żadnej walki!! Myślałem, że nigdy nie skończę !! Ale na szczęście skończyłem, tylko po jakim czasie?:)
Wsiadłem na Kellysa i pognałem trasą przed siebie szukając wzrokiem mojego celu czyli bikerów, których miałem przed sobą. Wyprzedziłem kilku gdyż narzuciłem wysokie tempo podczas pościgu…następnie dojechałem do kolejnej dwójki nr 33 i chyba 117. Jechaliśmy razem przez dłuższy czas mając dobre tempo wyścigu…z nr 33 dobrze się współpracowało gdyż na płaskim każdy z nas wychodził na zmianę a 117? 117 ewidentnie jechał „na swoje” nie wychodząc na przód naszej trójki. Tempo mocne…na jednym z typowo interwałowych podjazdów moje tętno doszło do HR 186 – i był to mój max w tym wyścigu – Następnie doszliśmy kolejną grupkę …tempo dalej wysokie…pomyślałem, że tak dalej nie pociągnę dłużej, więc teraz ja musiałem jechać „swoje”. Odpuściłem…po jakimś czasie straciłem ich z zasięgu wzroku.
Do ok. 35km trasa była sucha natomiast im dalej tym bardziej mokro…nastał typowo bagienny teren z licznymi błotnistymi koleinami.
Od 43km odcięło mnie...nastąpił kryzys. Musiałem zwolnić i kręcić na bardziej miękkim przełożeniu. Pojawiły się również pierwsze oznaki skurczów…czyli za mało magnesu w organizmie. Wniosek? Musi nastąpić kuracja z dodatkowym dawkowaniem magnesu plus jakieś suplementy z tym składnikiem podczas następnego maratonu.
Meta:
Wpadłem na metę zadowolony mimo tej wpadki na 7km ;)
Satysfakcja jest tym większa gdy sięgam pamięcią kilka miesięcy wstecz do samej rekonstrukcji ACL a następnie ciężkiej i wytrwałej rehabilitacji po to by być na tym etapie na którym jestem teraz…
Wrażenia:
Wrażenia są bardzo pozytywne!:)
Nie ma porównania z Gryfem w woj. zachodniopomorskim, w którym ścigałem się w poprzednich sezonach.
Trasa po Kampinosie była świetnie przygotowana i oznakowana. Typowo interwałowa…wielkich górek nie było ale bardzo liczne krótkie podjazdy i zjazdy dały mocno we znaki.
Posiłki regeneracyjne bardzo smaczne...nagrody w losowaniu również atrakcyjne ale niestety nie miałem szczęścia czegoś wygrać;).
Sam Kampinoski Park Narodowy robi wrażenie. Piękny i malowniczy teren, który ma wiele do zaoferowania…
Wynik i czas:
Dystans 52km
Czas: 2:33:01
M2 - 12/30
OPEN - 51/128
Poniżej wybrane zdjęcia z maratonu...
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
51.57 km (51.57 km teren), czas: 02:33 h, avg:20.22 km/h,
prędkość maks: 39.91 km/hTemperatura: HR max:186 ( 97%) HR avg:169 ( 88%) Kalorie: 2561 (kcal)
Legia MTB Maraton - XC - prolog
Niedziela, 21 marca 2010 | dodano: 21.03.2010Kategoria Zawody MTB
Dzisiaj pierwszy dzień wiosny...
Było bardzo ciepło i słonecznie zatem postanowiłem pojawić się w Forcie Bema gdzie dzisiaj odbywał się wyścig XC z cyklu Legia MTB Maraton
Cykl Legia MTB Maraton składa się z ośmiu wyścigów: Warszawa-XC-prolog,Laski k/Warszawy, Dobrzyniewo Duże,Szumowo,Czerwińsk,Klwów,Płock oraz z finałem w Warszawie.
Swój pierwszy maraton w tym sezonie zainicjuje startem w Laskach k/Warszawy 18.04.2010r.
Poniżej zdjęcie,które przedstawia część dzisiejszej trasy XC oraz krótki filmik z tych zawodów.
P.S. Nie mam pojęcia kto tak dopingował zawodników ;)
Jakość nienajlepsza bo filmik pochodzi z telefonu ;)
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Było bardzo ciepło i słonecznie zatem postanowiłem pojawić się w Forcie Bema gdzie dzisiaj odbywał się wyścig XC z cyklu Legia MTB Maraton
Cykl Legia MTB Maraton składa się z ośmiu wyścigów: Warszawa-XC-prolog,Laski k/Warszawy, Dobrzyniewo Duże,Szumowo,Czerwińsk,Klwów,Płock oraz z finałem w Warszawie.
Swój pierwszy maraton w tym sezonie zainicjuje startem w Laskach k/Warszawy 18.04.2010r.
Poniżej zdjęcie,które przedstawia część dzisiejszej trasy XC oraz krótki filmik z tych zawodów.
P.S. Nie mam pojęcia kto tak dopingował zawodników ;)
Jakość nienajlepsza bo filmik pochodzi z telefonu ;)
Rower:
Dane wycieczki:
0.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Gryf Maraton MTB - Szczecin - Finał
Niedziela, 13 września 2009 | dodano: 14.09.2009Kategoria Zawody MTB
No i cała edycja Gryfa w tym sezon dobiegła końca.
Trasa i warunki godne finału...Pogoda startyujacych nie rozpieściła;cały czas padało podczas wyścigu, z minuty na minutę coraz bardziej grzązko i mokro!Zjazdy bardzo niebezpieczne na których było trzeba bardzo mocno uważać żeby nie przesadzić bo chwila nieuwagi i mogło sie źle wszystko skończyć. Niestety...zaliczyłem z dwie gleby na błotnistym podłożu czego skutkiem było zbicie mięśnia przyśrodkowego uda...mam nadzieje,że kilka dni odpoczynku i wszystko wróci do normy.
Na podjazdach też było cięzko ale wiadomo wszem i wobec,że MTB to sport nie dla mięczaków ;)
Edit: 16 w M2
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Trasa i warunki godne finału...Pogoda startyujacych nie rozpieściła;cały czas padało podczas wyścigu, z minuty na minutę coraz bardziej grzązko i mokro!Zjazdy bardzo niebezpieczne na których było trzeba bardzo mocno uważać żeby nie przesadzić bo chwila nieuwagi i mogło sie źle wszystko skończyć. Niestety...zaliczyłem z dwie gleby na błotnistym podłożu czego skutkiem było zbicie mięśnia przyśrodkowego uda...mam nadzieje,że kilka dni odpoczynku i wszystko wróci do normy.
Na podjazdach też było cięzko ale wiadomo wszem i wobec,że MTB to sport nie dla mięczaków ;)
Edit: 16 w M2
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
39.23 km (39.23 km teren), czas: 01:58 h, avg:19.95 km/h,
prędkość maks: 48.20 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Gryf Maraton MTB - Barlinek
Niedziela, 16 sierpnia 2009 | dodano: 24.08.2009Kategoria Zawody MTB
Edit: 22 w M2
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
50.21 km (50.21 km teren), czas: 02:30 h, avg:20.08 km/h,
prędkość maks: 48.54 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Gryf Maraton MTB - Szczecin
Niedziela, 21 czerwca 2009 | dodano: 24.08.2009Kategoria Zawody MTB
Edit: 16 w M2
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
39.55 km (39.55 km teren), czas: 02:14 h, avg:17.71 km/h,
prędkość maks: 49.10 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Gryf Maraton MTB - XC - Szczecin
Niedziela, 17 maja 2009 | dodano: 24.08.2009Kategoria Zawody MTB
Edit: 24 w M2
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
26.89 km (26.89 km teren), czas: 01:59 h, avg:13.56 km/h,
prędkość maks: 48.24 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Gryf Maraton MTB - Szczecin
Niedziela, 26 kwietnia 2009 | dodano: 24.08.2009Kategoria Zawody MTB
Edit: 7 w M2
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Kelly's Salamander
Dane wycieczki:
39.55 km (39.55 km teren), czas: 01:52 h, avg:21.19 km/h,
prędkość maks: 46.97 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)